22.2.12

26. Ostatnie zdania i palenie mostów

To chyba najodpowiedniejszy moment aby pomyśleć nad zakończeniem tego bloga. Właśnie zapisuję ostatnie słowa, ostatnie zdania... Dzisiejszego dnia oficjalnie zamykam pewien rozdział w swoim życiu, a w raz z tym palę wszelkie łączące mnie z nim mosty. Płonął nader pięknie, ogniem potężnym i oczyszczającym.

Zastanawiam się czy odpowiedzieć na pytanie "dlaczego?", skoro i tak niewiele osób naprawdę to interesuje. Ale zrobię to, jak zwykle, dla siebie. By móc z dumą spojrzeć na słowa które wypłynęły spod moich dłoni.
Już dawno temu zauważyłam w którym momencie powstał ten blog. I chociaż pierwsze, dziewicze posty tego nie zdradzały, to następne już jasno wskazywały tematykę. Wątpię, aby ktokolwiek z Was to dostrzegł. Może i dobrze, uniknęłam zbędnych pytań. Blog istnieje ledwo pięć miesięcy. Nawet niecałe. To mało czasu, prawda? Naprawdę mało, a jednak wydarzyło się więcej niżeli mogłabym przypuszczać w dniu zakładania domeny o nazwie Miss Bloodmoon.
Skoro zamykam za sobą każdą możliwą drogę powrotną, to muszę zrobić to samo z tym blogiem. Zaczynam wszystko od nowa, na spokojnie, z uśmiechem na twarzy. Bo skoro było źle, teraz może być już tylko dobrze.

Zapewne już niedługo znów pojawię się na blogu, innym. Może będzie miał tą sama formę, co Miss Bloodmoon, a może będzie zupełnie inny... Czas pokaże. Tym czasem dobranoc.

Z radością ścieram uśmiech z twojej twarzy.
Szczęśliwa spoglądam na płomienie...

18.2.12

25. Nutka goryczy

Ja? Wkurzona? Ależ skądże znowu. Przecież ja nigdy się nie denerwuję. Można mnie ranić do woli, obrażać, traktować jak ścierwo a i tak przyjmę wszystkie ciosy z uśmiechem na twarzy. Ba! Nawet podziękuję! Bo przecież spłynęła na mnie jakże wielka łaska bycia przez chwilę w centrum uwagi. Powinnam docenić, iż uwaga skupiła się na mnie. Że przeze mnie straciło się tak wiele cennego czasu który można by przeznaczyć na jedzenie, spanie, granie czy najlepiej w ogólnie nic nie robienie. Taka już kolej rzeczy- Basia dostaje mniej, niżeli naprawdę zasługuje i cieszy się z tego jak dziecko wmawiając sobie, że to przecież i tak więcej niż powinna dostać.

Och, matko jedyna. Mam serdecznie dość udawania, że jest dobrze w momencie, gdy mam ochotę zabić każdego kto trafi w moje ręce. Dosłownie rzygam byciem miłą, uśmiechniętą laleczką voodoo w którą można wbijać szpilki gdy tylko przyjdzie na to ochota. Oczywiście, że nie jest tak względem każdego. Przecież istnieją ludzie, którzy drażniąc mnie naprawdę mocno odczują moją złość. Ale są i tacy, którzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego jak bardzo chciałabym wykrzyczeć im prosto w twarz jak bardzo mnie ranią. Jest ich naprawdę niewiele, można policzyć na palcach jednej dłoni. Jednak są i właśnie to jest najgorsze.

Mam dość emocjonalnej huśtawki. Wciąż balansuję między spokojem i szaleństwem. Przechodzę kolejno te same etapy, nigdy nie wiedząc którego z nich aktualnie się spodziewać. Obojętność nagle zmienia się w złość, ta zaś przeradza się w tęsknotę. Naprawdę mocną tęsknotę, która ostatecznie wysysa wszelką chęć życia. Aż nagle na nowo powraca obojętność. I tak w kółko, już od naprawdę długiego czasu.

A ja, głupia, po prostu chciałam być szczęśliwa. Poczuć się wyjątkowo, być dla kogoś oczkiem w głowie. Kpina. Bajki nie istnieją, więc porzucam pragnienie posiadania własnej. Marzenia marzeniami, ale nie można chcieć zdobyć czegoś, co nie istnieje. To idiotyczne, irracjonalne, a skoro chcę udawać dojrzałą czas porzucić dziecinne zachowanie. Za przeproszeniem, ale po prostu chuj z tym wszystkim.

Są osoby niewarte łez. Dlatego liczę każą, która spłynęła po policzku.

14.2.12

24. Gdy teoria mija się z praktyką

Teoretycznie powinnam już spać, bo w praktyce jestem nieprzytomna po męczącej podróży. Wstaję za równo pięć i pół godziny (no, po ukończeniu pisania zostanie mi nieco mniej czasu), by z niechęcią na twarzy na nowo powitać szarą rzeczywistość. Ale ten dzień, chociaż na pozór taki sam jak wszystkie poprzednie, będzie inny. Nie powiem, że wyjątkowy. Po prostu jadąc do szkoły w zapchanym autobusie będę nareszcie czuć się kimś innym. Kimś bardziej wartościowym, niezależnym. To dość zabawne, iż odbicie się od dna uświadamia człowiekowi jego zalety. Zadane rany, choć głębokie i bolesne, zaczynają się zrastać a ja obiecuję samej sobie już więcej nie posypywać ich solą. Bo chociaż szczypanie i pieczenie jest w pewien sposób zabawne, czy nawet przyjemne, to nie pomoże sercu w regeneracji. Blizny zostaną, ale będą jednocześnie nauczką na przyszłość. Nie, nie nauczką. Pamiątką, "przypominajką", by już więcej nie powtórzyć tego samego głupstwa.

Chociaż obecna sytuacja nie wygląda tak, jak sobie ją zaplanowałam, to o dziwo mnie cieszy. Wreszcie wychodzę na prostą, zaczynam mieć szalone pomysły na przyszłość. Niektóre nawet wybiegają ledwo półtora roku do przodu pozostawiając mi mało czasu na ułożenie wszystkich spraw. A łzy... łzy się skończyły. Będą na nowo zbierać się w jednym miejscu, by móc cierpliwie czekać na wartą ich osobę. Wtedy również nie będą symbolem cierpienia, a szczęścia. Prawdziwego szczęścia.

Tak jak dzisiaj, gdy uświadomiłam sobie jak ważną rolę w życiu odgrywa przyjaźń.
Zwłaszcza między dwoma tak podobnymi osobami. Dziękuję.

A ogólnie co u ciebie słychać?
Teoretycznie wszystko jest dobrze... Tylko szkoda, że teoria tak często mija się z praktyką.

10.2.12

23. Po prostu

Dużo narzekam, fakt. Bo przecież to tak niesamowicie przyjemne! Żaląc się jak jest mi źle, ach, jak fatalnie czuję się nieco lepiej. Daję ujście emocjom, które zalegają wewnątrz niczym pleśń czy pasożyt, zatruwając duszę, męcząc umysł. A ja po prostu jestem wkurzona i pragnę wykrzyczeć co mnie boli, co strofuje, co przygnębia, co ściąga na dno. Ale nie ma gdzie. Zaś samo zmęczenie sprawia, iż braknie również siły, niezbędnej by wydać z siebie chociaż krótki i stłumiony okrzyk.

A ja po prostu chcę, by znów było dobrze.

Nawet tu nie potrafię w pełni wypowiedzieć swoich myśli. Tak bardzo pragnę wymienić po kolei co wpływa negatywnie na mój nastrój, choćby w punktach. Nie mogę, nie umiem. Piszę ogólnikowo, gdyż najnormalniej w świecie nie potrafię wprost powiedzieć co stanowi problem. Nie opowiadam o swoich przeżyciach, nie wymieniam nazwisk czy miejsc. Mówię, czy raczej piszę dużo a Wy wciąż wiecie niewiele więcej niż nic. Bo tak jest przecież najwygodniej... najbezpieczniej. Ja poczuję się lepiej, gdyż w ten dziwny i powikłany sposób pozbędę się negatywnych emocji, zaś Wy będziecie mogli udawać, że to was interesuje. Rzućcie okiem na tekst, nie zagłębiajcie się w treść, nie szukajcie klucza. Udawajcie, że to czytacie a ja nadal będę udawać, że wszystko jest tak jak powinno.

Pisząc to zdanie czuję się już w pełni spokojna, wyłączyłam myślenie. Wszak tak jest łatwiej.

Jedyne o co proszę to filiżanka szczęścia z nutką zapomnienia.