14.2.12

24. Gdy teoria mija się z praktyką

Teoretycznie powinnam już spać, bo w praktyce jestem nieprzytomna po męczącej podróży. Wstaję za równo pięć i pół godziny (no, po ukończeniu pisania zostanie mi nieco mniej czasu), by z niechęcią na twarzy na nowo powitać szarą rzeczywistość. Ale ten dzień, chociaż na pozór taki sam jak wszystkie poprzednie, będzie inny. Nie powiem, że wyjątkowy. Po prostu jadąc do szkoły w zapchanym autobusie będę nareszcie czuć się kimś innym. Kimś bardziej wartościowym, niezależnym. To dość zabawne, iż odbicie się od dna uświadamia człowiekowi jego zalety. Zadane rany, choć głębokie i bolesne, zaczynają się zrastać a ja obiecuję samej sobie już więcej nie posypywać ich solą. Bo chociaż szczypanie i pieczenie jest w pewien sposób zabawne, czy nawet przyjemne, to nie pomoże sercu w regeneracji. Blizny zostaną, ale będą jednocześnie nauczką na przyszłość. Nie, nie nauczką. Pamiątką, "przypominajką", by już więcej nie powtórzyć tego samego głupstwa.

Chociaż obecna sytuacja nie wygląda tak, jak sobie ją zaplanowałam, to o dziwo mnie cieszy. Wreszcie wychodzę na prostą, zaczynam mieć szalone pomysły na przyszłość. Niektóre nawet wybiegają ledwo półtora roku do przodu pozostawiając mi mało czasu na ułożenie wszystkich spraw. A łzy... łzy się skończyły. Będą na nowo zbierać się w jednym miejscu, by móc cierpliwie czekać na wartą ich osobę. Wtedy również nie będą symbolem cierpienia, a szczęścia. Prawdziwego szczęścia.

Tak jak dzisiaj, gdy uświadomiłam sobie jak ważną rolę w życiu odgrywa przyjaźń.
Zwłaszcza między dwoma tak podobnymi osobami. Dziękuję.

A ogólnie co u ciebie słychać?
Teoretycznie wszystko jest dobrze... Tylko szkoda, że teoria tak często mija się z praktyką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz