31.10.11

6. Zamieniając myśli w słowa

Staram się dobierać słowa tak, że pisząc jak najwięcej przekazuję właściwie prawie nic. Potrzebuję, abyście czytając to wszystko mieli zaledwie zarys tego co się dzieje. Muszę mieć pewność, iż mówiąc tak wiele nie zdradzę tego, co nie powinno zostać wypowiedziane. I chcę wierzyć, że  I mam pewność, że tak właśnie jest. Że wszystko jest dokładnie tak, jak być powinno. Że wszystko jest niemalże dokładnie tak, jak być powinno.

Jest coraz lepiej. Jesień zapowiada się iście magicznie i pozostaje mi czekać jedynie na moment, w którym moje szczęście znajdzie się w zenicie. A wtedy może być już tylko gorzej.

Don't you wish I were dead?

10.10.11

5. Tak miło, tak słodko

Nie będzie potoku słów, bo łatwiej wylewać złe emocje niżeli te dobre. A właśnie owe pozytywne towarzyszą mi już od dłuższego czasu i sprawiają, że każdy dzień zaczynam uśmiechem. Nie, to nie one są sprawcą. Jest nim ktoś, kto kilkoma słowami pchnął we mnie na nowo życie i otworzył oczy na to, jak los ostatnio mi sprzyja. Mam szczęście, wielkie szczęście.
Chyba Naprawdę zaczynam wierzyć w przeznaczenie.

Uwielbiam Cię uwielbiać.

9.10.11

4. Kierunek: marzenia

Raz jestem na szczycie, raz osiągam dno. Na szczęście ostatnimi czasy coraz częściej zdarza mi się to pierwsze, choć nie wszystko idzie zgodnie z pierwotnymi planami. Ale to nic, to nic! Ważne, aby nie opuszczało mnie to przesłodkie wrażenie, że wszystko wreszcie jest tak jak być powinno.
Przede mną jeszcze dużo pracy, sukcesów i porażek. Muszę znaleźć czas, aby uporządkować zarówno sprawy uczuciowe jak i te bardziej przyziemne, choćby związane ze szkołą. O dziwo ta perspektywa mnie cieszy. Cholernie cieszy.

I'm a sinner, you're a sinner. So why can't we sin together? 

6.10.11

3. Nie pytaj, nie wymagaj

Bywają takie dni, gdy nadmiar szczęścia kumuluje się i przeradza w kompletnie sprzeczne do pierwotnych emocje. Odczuwając radość przez sześć dni w tygodniu siódmego spodziewam się wielkiej lawiny wszystkich uczuć, które zebrane razem do kupy mogą przepięknie zaprezentować się na wystawie przyozdobione wielkim migoczącym neonem pt."Chandra". To stan, który zarówno kocham jak i nienawidzę. Będąc przygnębioną czuję się niczym wrak człowieka, kimś gorszym niż jestem, wręcz bezradna oraz wypełniona negatywnymi emocjami, nad którymi nijak nie mogę zapanować. A wypadałoby. Bo w życiu trzeba być twardym a nie miętkim, jak to potocznie mówią...
Pozostaje tylko kwestia miłości którą darzę owy stan bezradności. Czasami tak to już jest, że człowiek po prostu lubi być przygnębiony, a jedyne o czym marzy, to ciepły uścisk czy pocałunek w czoło na dobranoc. Może zbyt dużo szczęścia w życiu sprawia, że zaczynamy tęsknić za zmianami, za czymś nowym a jednocześnie starym i dobrze znanym? W końcu ludziom ciężko dogodzić, więc nikogo nie powinno dziwić, że w momencie, gdy mają praktycznie wszystko pragną to stracić by móc na nowo zakosztować w smutku. A ja nie jestem wyjątkiem, chociaż ostatnio staram się, ba! udaje mi się myśleć skrajnie pozytywnie.
Wszak powinno się udać, przynajmniej ten jeden raz w życiu... Niech się, do cholery, uda.

Kij z tym wszystkim, uwielbiam się cieszyć. 

4.10.11

2. Nieprzygotowanie raz jeszcze

Bezsenność zdecydowanie źle wpływa na ogólne samopoczucie, nie mówiąc już o wszelkiej chęci udzielania się na lekcjach wf'u. Tak jak jadąc autobusem do szkoły człowiek nie ma czasu zastanawiać się nad tym, czy ma ochotę na aktywność ruchową w danym dniu, tuż przed dzwonkiem zwiastującym rozpoczęcie owej nieszczęsnej lekcji czuje w trzewiach, iż dzisiaj jednak nie da rady. Nie chodzi już nawet o kondycję fizyczną, bo na upartego można by coś z siebie wykrzesać, a raczej o psychiczne podejście do sprawy. Nigdy nie byłam fanką sportu, bez względu czy chodziło o udział w nim czy tylko oglądanie poczynań innych. Wykorzystywałam wszelką okazję, aby uniknąć lekcji wf'u, chociaż moje poczynania nieraz podlegały w przyszłości karze, choćby w postaci oceny niedostatecznej. Podobnie jest w tym roku, w pierwszej klasie technikum. Mam tylko dwa wf'y tygodniowo, na dodatek jeden po drugim, co powinno wystarczająco zmotywować mnie do działania i pokonania wewnętrznego lenia. Rzeczywistość maluje się jednak w mniej kolorowych barwach. Po raz kolejny wykazuję się inicjatywą, chociaż nie w nieodpowiednim kierunku. Bo zamiast dumnie wkroczyć na boisko i dołączyć do grupy grającej w siatkówkę (pomimo, iż nie darzę tego sportu szczególną sympatią), ogrzewam ławkę ciesząc się, że kilka dni spędzonych w domu z powodu choroby nie poszło na marne a kolejna lekcja wychowania fizycznego upłynęła mi na błogim leniuchowaniu i rozmyślaniu. A ostatnio rozmyślam coraz częściej...

Byle do piątku, byle do piątku...

 Herezja się szerzy!

3.10.11

1. Uroczyście przysięgam że knuję coś niedobrego

Pierwsze wpisy nigdy nie należały do łatwych i nie darzyłam ich sympatią jako, iż nigdy nie wiedziałam co tak naprawdę powinno się w nich znaleźć. Powitanie? Kilka pustych słów, zachęcających do częstego zaglądania na bloga? Melancholijne przemyślenia? Nie, na nie jeszcze przyjdzie czas.
Nie mam dużego doświadczenia z blogami-pamiętnikami. Próbowałam kilkukrotnie, ale przeważnie swoją "karierę" kończyły po dwóch, sporadycznie trzech wpisach jako, że nie miałam pomysłu jak je dalej poprowadzić. Czas jednak coś zmienić i, mam nadzieję, tym razem wirtualny pamiętnik okaże się większym wypałem niż jego poprzedniki. Chociaż już na wstępie ostrzegam, że knując coś niedobrego jednocześnie postaram się nie zdradzać za wiele. Bo powieści owiane tajemnicą zawsze wydają się być bardziej pociągające i kuszą do odkrycia prawdy...

Sweet Jenny, why are you happy?