4.10.11

2. Nieprzygotowanie raz jeszcze

Bezsenność zdecydowanie źle wpływa na ogólne samopoczucie, nie mówiąc już o wszelkiej chęci udzielania się na lekcjach wf'u. Tak jak jadąc autobusem do szkoły człowiek nie ma czasu zastanawiać się nad tym, czy ma ochotę na aktywność ruchową w danym dniu, tuż przed dzwonkiem zwiastującym rozpoczęcie owej nieszczęsnej lekcji czuje w trzewiach, iż dzisiaj jednak nie da rady. Nie chodzi już nawet o kondycję fizyczną, bo na upartego można by coś z siebie wykrzesać, a raczej o psychiczne podejście do sprawy. Nigdy nie byłam fanką sportu, bez względu czy chodziło o udział w nim czy tylko oglądanie poczynań innych. Wykorzystywałam wszelką okazję, aby uniknąć lekcji wf'u, chociaż moje poczynania nieraz podlegały w przyszłości karze, choćby w postaci oceny niedostatecznej. Podobnie jest w tym roku, w pierwszej klasie technikum. Mam tylko dwa wf'y tygodniowo, na dodatek jeden po drugim, co powinno wystarczająco zmotywować mnie do działania i pokonania wewnętrznego lenia. Rzeczywistość maluje się jednak w mniej kolorowych barwach. Po raz kolejny wykazuję się inicjatywą, chociaż nie w nieodpowiednim kierunku. Bo zamiast dumnie wkroczyć na boisko i dołączyć do grupy grającej w siatkówkę (pomimo, iż nie darzę tego sportu szczególną sympatią), ogrzewam ławkę ciesząc się, że kilka dni spędzonych w domu z powodu choroby nie poszło na marne a kolejna lekcja wychowania fizycznego upłynęła mi na błogim leniuchowaniu i rozmyślaniu. A ostatnio rozmyślam coraz częściej...

Byle do piątku, byle do piątku...

 Herezja się szerzy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz