6.10.11

3. Nie pytaj, nie wymagaj

Bywają takie dni, gdy nadmiar szczęścia kumuluje się i przeradza w kompletnie sprzeczne do pierwotnych emocje. Odczuwając radość przez sześć dni w tygodniu siódmego spodziewam się wielkiej lawiny wszystkich uczuć, które zebrane razem do kupy mogą przepięknie zaprezentować się na wystawie przyozdobione wielkim migoczącym neonem pt."Chandra". To stan, który zarówno kocham jak i nienawidzę. Będąc przygnębioną czuję się niczym wrak człowieka, kimś gorszym niż jestem, wręcz bezradna oraz wypełniona negatywnymi emocjami, nad którymi nijak nie mogę zapanować. A wypadałoby. Bo w życiu trzeba być twardym a nie miętkim, jak to potocznie mówią...
Pozostaje tylko kwestia miłości którą darzę owy stan bezradności. Czasami tak to już jest, że człowiek po prostu lubi być przygnębiony, a jedyne o czym marzy, to ciepły uścisk czy pocałunek w czoło na dobranoc. Może zbyt dużo szczęścia w życiu sprawia, że zaczynamy tęsknić za zmianami, za czymś nowym a jednocześnie starym i dobrze znanym? W końcu ludziom ciężko dogodzić, więc nikogo nie powinno dziwić, że w momencie, gdy mają praktycznie wszystko pragną to stracić by móc na nowo zakosztować w smutku. A ja nie jestem wyjątkiem, chociaż ostatnio staram się, ba! udaje mi się myśleć skrajnie pozytywnie.
Wszak powinno się udać, przynajmniej ten jeden raz w życiu... Niech się, do cholery, uda.

Kij z tym wszystkim, uwielbiam się cieszyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz